poniedziałek, 3 grudnia 2012

Warka nr 1 - Pale Ale

Na pierwszą warkę wybrałem Pale Ale. Zestaw surowców jak i prawie cały potrzebny do warzenia sprzęt kupiłem w Browamatorze. Piszę prawie, bo miedzianą chłodnicę zanurzeniową i filtrator z oplotu zrobiłem sam :).

Pierwsze, historyczne warzenie miało miejsce 2 listopada 2012 roku.


Zestaw surowców


W pudle zastałem:
- słód Pale Ale Weyermann 3,8kg
- słód Carahell Weyermann 0,2kg
- chmiel goryczkowy Marynka 35g
- chmiel aromatyczny Lubelski 25g
- drożdże: Safale US-05 11,5g.


Razem z surowcami do domu przybyły m.in. dwa fermentory i gar do warzenia o poj. 29 l, co czyniło paczkę słusznych rozmiarów. O 14:00 zabrałem się do warzenia. Dokładnie przeczytałem instrukcję i zacząłem gotować wodę (12 l) na dwóch palnikach. Użyłem wody z własnego ujęcia. Jest całkiem smaczna.

Gdy woda osiągnęła temperaturę 70 °C, wsypałem wszystkie słody i zamieszałem. Temperatura spadła o kilka stopni, ale za moment już była na poziomie 68 °C, i taki poziom starałem się utrzymywać przez cały proces zacierania. Temperaturę mierzyłem w środku kadzi zaciernej (takie miano zyskał jeszcze niedawno zwykły gar). Utrzymanie stałej temperatury zacierania wymagało włączania palnika na chwilkę, co kilka minut. Co kilka minut też mieszałem zacier. Cały proces trwał około 60 minut. Koniec zacierania radośnie obwieściła negatywna próba jodowa.



Zdjęcie przedstawia pozytywną próbę jodową,
która była zrobiona na początku zacierania.
Zdjęcia z negatywnym wynikiem próby, niestety
nie mam, ale po prostu nie pojawiło się wtedy
żadne zabarwienie.   

Przyszedł czas na filtrację. Zawartość kadzi zaciernej stopniowo przy pomocy rondelka przeniosłem do kadzi filtracyjnej (a.k.a. fermentor z przyłączonym filtratorem z oplotu). Poczekałem 20 min, aż młóto ułoży się na dnie filtratora, po czym odkręciłem kranik.

Brzeczka spływa wężykiem z kadzi filtracyjnej
(której nie widać niestety) do drugiego fermentora.

Pierwsze dwa litry zwróciłem z powrotem do kadzi filtracyjnej. Po spłynięciu większości brzeczki, zacząłem wysładzanie, czyli wypłukiwanie wodą o temp. 
70 °C pozostałych cennych składników z młóta. Do wysładzania użyłem 12 l. Jak się później okazało, było to za mało. Następnym razem przy wysładzaniu będę kontrolował gęstość spływającej brzeczki i wysładzanie będę prowadził do momentu, aż gęstość spadnie do 2 °Blg.

Po wysładzaniu przyszedł czas na gotowanie z chmielem. Zawartość pojemnika przeniosłem z powrotem do umytego uprzednio gara, który teraz wcielił się w rolę kadzi warzelnej. Zagotowanie brzeczki zajęło mi ok. 1 godziny. Na początku gotowania/chmielenia dodałem 35 g chmielu goryczkowego. Cały proces prowadziłem z na pół uchyloną pokrywą. W 45 min. chmielenia dodałem chmiel aromatyczny w ilości 25 g. Na 10 min. przed zakończeniem, do kadzi warzelnej włożyłem chłodnicę miedzianą, celem jej wyjałowienia we wrzącej brzeczce. Następnie całość przeniosłem do łazienki i podłączyłem chłodnicę pod zimną wodę. Zejście do nieco ponad 20 °C zajęło mi chyba niecałe 20 min.

Po chłodzeniu przykryty gar z brzeczką odstawiłem na kilkadziesiąt minut. Do przegotowanej wody o temp. 24 °C wsypałem drożdże. Gdy chmieliny w garze opadły już na dno, zlałem zawartość znad osadu do fermentora, uprzednio wysterylizowanego przy pomocy preparatu OXI One. Wężyk do zlewania oczywiście też odkaziłem. Tylko usta do zasysania były pełne bakterii... (Na szczęście już kupiłem sobie gumową gruszką).

Dolewałem partiami wystudzonej przegotowanej wody i uzyskałem 17,5 l nachmielonej brzeczki o gęstości niecałych 12 °Blg. Wydajność nienajlepsza co (jak potem wyczytałem) prawdopodobnie jest wynikiem złego wysładzania. Drożdże zadałem w temp. 24 °C. Fermentor przykryłem (nie dociskając) pokrywą i postawiłem w pokoju. Skończyłem koło północy. Położyłem się spać z nadziejami, że teraz drożdże zrobią co do nich należy, ale i z obawami przed niechcianym zakażeniem.

Rano obudziłem się i pierwsze co zrobiłem to zerknąłem pod pokrywę. Widok mnie trochę uspokoił. Pojawiła się obfita piana będąca oznaką burzliwej pracy drożdży.
Przez kolejny tydzień temperatura pojemnika utrzymywała się na poziomie 19-21 °C.

11 listopada 2012
Podczas gdy wielu moich rodaków postanowiło wyjść na ulicę, ja postanowiłem zlać moje piwo na cichą fermentację. Analizując późniejsze informacje o zatrzymaniach manifestantów, doszedłem do wniosku, że dobrze zrobiłem. Przed zlaniem zmierzyłem gęstość. Wynik - 3 °Blg. Postanowiłem też spróbować zielonego piwa. Było mocno goryczkowe, ale na szczęście nie kwaśne :).

24 listopada 2012

Po dwóch tygodniach przyszedł czas na rozlew. Finalnie otrzymałem 16,5 l młodego piwa o gęstości 1,5 °Blg, do refermentacji którego użyłem 90 g glukozy. Miało to dać piwo dosyć mocno nagazowane jak na Pale Ale, ale wciąż w granicach dozwolonych dla stylu.

Rozpuściłem więc obliczoną ilość glukozy w 100 ml gorącej przegotowanej wody i zostawiłem do ostygnięcia. Jak później doczytałem, lepiej jest rozpuścić glukozę do refermentacji w większej ilości wody, najlepiej takiej by otrzymany syrop miał gęstość podobną do gęstości brzeczki nastawnej (w moim wypadku 12 °Blg). Gęsty syrop wlałem do fermentora z kranikiem (odkażonego wcześniej). Na to zacząłem zlewać piwo. Zasysałem już wyjałowioną gruszką :). Zamieszałem lekko i zacząłem się przygotowywać do rozlewu do butelek.

 Właśnie kończę przelewać piwo do 
"tanku rozlewczego"- kolejny tytuł pojemnika fermentacyjnego. 

Jak się okazało osobą, której najlepiej szła obsługa kapslownicy był mój tata; osobą, której najbardziej spodobało się rozlewanie do butelek była moja narzeczona, a osobą, której się nudziło i podawała kapsle tacie był mój brat. Ja zostałem kierownikiem linii rozlewczej.



Moi "pomocnicy" zaczęli się niedawno
zastanawiać ile zarabia pracownik 
browaru...

    Następnego dnia butelki okleiliśmy etykietami :)



Pierwsza warka za mną. Kolejna już nie może się doczekać, aż się nią zajmę...
   

 
 

niedziela, 2 grudnia 2012

Wstęp

Właśnie spełniłem jedno z moich marzeń i wystartowałem ze swoim browarem domowym :). Nosiłem się z tym zamiarem już od ponad roku. W tym czasie czytałem, grzebałem w internecie i podziwiałem doświadczenie innych piwowarów czy to na blogach czy na forach.

Mam nadzieję, że moje piwa z czasem będą coraz lepsze, a nowe hobby cały czas przynosić mi będzie radość i dawać dużo satysfakcji :) Póki co zapraszam do blogowego dziennika Domowego Browaru Pontius.